Reportaż. Praga - część IX
Fot. Zuzanna Menard (katedra św. Wita, detale)
Uprzedzam: tym razem opowiem o kolejnej dobie w Pradze, lecz nie chronologicznie. Tego dnia dotarłyśmy na Hradczany; jako punkt docelowy obrałyśmy sobie Złotą Uliczkę - okolicę, w której, według podań, ulokowano siedzibę miejscowych złotników, Żydów. Dzięki temu, że znajduje się ona na terenie Zamku Praskiego, mogłyśmy natrafić także na pozostałe niesamowitości. Jedną z nich była katedra św. Wita.
REKLAMA
Nad nami zawisły gęste, szare chmury. Z nieba lały się litry chłodnej wody; przyjemnie relaksowała po kilkugodzinnym spacerze w słońcu, ale ostatecznie doprowadziła mnie do przeziębienia (tyle wyniosła cena za zwiedzanie Hradczan, jednej z praskich dzielnic, która słynie z kompleksu istotnych dla miasta budynków). Wcześniej, w odniesieniu do Mostu Karola, wspomniałam, że pogoda podczas zwiedzania nowych miejsc ma ogromne znaczenie, ponieważ pozwala odczytać obserwowane zjawiska i zabytki w konkretnym odcieniu, jaki na stałe wrośnie w nasze skojarzenia. Warunki atmosferyczne składają się na vibe, który zapadnie nam w pamięć po powrocie do domu. Wyobraźcie więc sobie, co mogłyśmy poczuć, ujrzawszy Katedrę św. Wita, z której deszcz wypływał przez gardła kamiennym gargulców spełniających funkcję rynny (tak się to przynajmniej prezentowało)...
Znów należy powrócić do postaci Franza Kafki, gdyż wiele wskazuje na to, że to właśnie hradczańska katedra mogła stanowić dla pisarza inspirację do napisania fragmentu „Procesu”. Nie powinno to zaskakiwać - gotycka katedra doskonale wpisuje się w powieść-parabolę; strzeliste wieże i wysokość świątyni porażają i uświadamiają: tak, człowieku, jesteś maleńki, biegnij przed siebie, nie wiedząc, gdzie i w jakim celu.
Katedrę św. Wita obeszłyśmy niemal dookoła i niestety nie miałyśmy szansy wstąpić do środka, głównie ze względu na niepogodę, która nieco pokrzyżowała nam plany, ale tak czy siak byłyśmy zadowolone. Lepiej bowiem rozumie się obiekt architektoniczny, a tym bardziej, zachwyca się nim realnie, gdy ma się za sobą doświadczenia i bagaż emocjonalny z nim związany (w tym przypadku chodzi o przeżywanie perypetii Kafkowskiego Józefa K.). Osobiście nigdy nie przemawiała do mnie architektura i jej zdobycze, lecz obiekt „naznaczony” obecnością ważnego dla mnie bohatera literackiego staje się na mapie punktem wywyższonym ponad inne atrakcje.
Najbardziej zachwyciły mnie detale, rzeźbione gargulce i inne stwory, a także ludzkie postacie plujące wodą. Powalająca jest również swoista różnorodność świątyni; mam na myśli dostrzegalną, nieszablonową „gotyckość” katedry, ponieważ budowano ją na przestrzeni około 600 lat, a prace zakończyły się dopiero w pierwszej połowie XX stulecia, co oznacza, że łączy ona koncepcje różnych architektów, którzy narodzili się w odmiennych epokach i okresach. Nad obrazami zdobiącymi wnętrze kościoła pracować miał sam Alfons Mucha, co tylko potwierdza złożoność i niejednolitość stylu, w jakim utrzymano dom modlitwy.
Elementem naszej pogłębionej refleksji stało się zewnętrze praskiej katedry; od strony wejścia głównego zdaje się ono zdecydowanie jaśniejsze i wpadające w delikatną, wręcz żółtą barwę. Z drugiej strony sprawa ma się zgoła inaczej: obiekt jest ciemny, kolor wpada w niejednolitą czerń. Czy to wiek? Brud? Zaniedbanie? A może nietrwałość materiału? Jedno jest pewne: elewacja katedry św. Wita potrafi zauroczyć i skupić na sobie uwagę obserwatora. Świątynia powinna być obowiązkową pinezką na mapie każdego turysty chcącego lepiej poznać Pragę (i pragnącego przy okazji skubnąć nieco biografii Kafki).
Kolejna część reportażu już wkrótce!
Autorka: Zuzanna Menard
Znów należy powrócić do postaci Franza Kafki, gdyż wiele wskazuje na to, że to właśnie hradczańska katedra mogła stanowić dla pisarza inspirację do napisania fragmentu „Procesu”. Nie powinno to zaskakiwać - gotycka katedra doskonale wpisuje się w powieść-parabolę; strzeliste wieże i wysokość świątyni porażają i uświadamiają: tak, człowieku, jesteś maleńki, biegnij przed siebie, nie wiedząc, gdzie i w jakim celu.
Katedrę św. Wita obeszłyśmy niemal dookoła i niestety nie miałyśmy szansy wstąpić do środka, głównie ze względu na niepogodę, która nieco pokrzyżowała nam plany, ale tak czy siak byłyśmy zadowolone. Lepiej bowiem rozumie się obiekt architektoniczny, a tym bardziej, zachwyca się nim realnie, gdy ma się za sobą doświadczenia i bagaż emocjonalny z nim związany (w tym przypadku chodzi o przeżywanie perypetii Kafkowskiego Józefa K.). Osobiście nigdy nie przemawiała do mnie architektura i jej zdobycze, lecz obiekt „naznaczony” obecnością ważnego dla mnie bohatera literackiego staje się na mapie punktem wywyższonym ponad inne atrakcje.
Najbardziej zachwyciły mnie detale, rzeźbione gargulce i inne stwory, a także ludzkie postacie plujące wodą. Powalająca jest również swoista różnorodność świątyni; mam na myśli dostrzegalną, nieszablonową „gotyckość” katedry, ponieważ budowano ją na przestrzeni około 600 lat, a prace zakończyły się dopiero w pierwszej połowie XX stulecia, co oznacza, że łączy ona koncepcje różnych architektów, którzy narodzili się w odmiennych epokach i okresach. Nad obrazami zdobiącymi wnętrze kościoła pracować miał sam Alfons Mucha, co tylko potwierdza złożoność i niejednolitość stylu, w jakim utrzymano dom modlitwy.
Elementem naszej pogłębionej refleksji stało się zewnętrze praskiej katedry; od strony wejścia głównego zdaje się ono zdecydowanie jaśniejsze i wpadające w delikatną, wręcz żółtą barwę. Z drugiej strony sprawa ma się zgoła inaczej: obiekt jest ciemny, kolor wpada w niejednolitą czerń. Czy to wiek? Brud? Zaniedbanie? A może nietrwałość materiału? Jedno jest pewne: elewacja katedry św. Wita potrafi zauroczyć i skupić na sobie uwagę obserwatora. Świątynia powinna być obowiązkową pinezką na mapie każdego turysty chcącego lepiej poznać Pragę (i pragnącego przy okazji skubnąć nieco biografii Kafki).
Kolejna część reportażu już wkrótce!
Autorka: Zuzanna Menard
PRZECZYTAJ JESZCZE